W wiosce Azor Kalai w dystrykcie Geyan na wzgórzu porozrzucane były częściowo zniszczone domy z cegły mułowej – ich ściany zawaliły się, a stropy roztrzaskały się na kawałki. Wśród nich były białe plandeki prowizorycznych namiotów, które większość ocalałych mieszkańców zbudowała jako tymczasowe schronienia.
Nawet przed niszczycielskim trzęsieniem ziemi większość rodzin w wiosce przetrwała walkę wręcz, zarabiając tylko tyle, by wyżywić swoje rodziny, zbierając i sprzedając owoce – takie jak morele, jabłka i orzeszki pinii – w lasach, sąsiadach lub znajdując codzienną pracę zarobkową w pobliska wioska. bazar, mówią miejscowi. Wielu zarabia nie więcej niż 5000 Afgańczyków – czyli 55 dolarów – miesięcznie.
Wczesnym czwartkowym wieczorem owce tłoczyły się wokół namiotów, gdy kobiety sortowały nieliczne przedmioty, które ich rodziny zdołały uratować z gruzów.
Padshah Gul, lat 30, robotnik, stał na zewnątrz tego, co zostało z jego domu, w chłodnym, nocnym powietrzu. Tam, gdzie kiedyś stały dwa duże pokoje, znajdowała się teraz kupa gruzu i prowizoryczny namiot z kocami i poduszkami, które inni krewni przynieśli dla jej rodziny po trzęsieniu ziemi.
Nieliczne rzeczy rodziny – garnki, czajniki, sztućce – wciąż leżą pod gruzami, powiedział. Pan Gul ukrył twarz w dłoni, myśląc, że musi znaleźć pieniądze na odbudowę swojego domu
– Musimy tu zostać, zimą lub wiosną – powiedział, wskazując na prowizoryczny namiot.
Mimo to powiedział, że czuje się szczęśliwy, że żyje.
Kiedy uderzyło trzęsienie ziemi, pan Gul i jego brat spali przed wspólnym domem rodzinnym na chłodnym nocnym powietrzu. Nagle usłyszał głośny, głuchy huk dochodzący z pobliskich gór, gdy skały zaczęły w nie uderzać, powiedział.
W ciągu kilku minut ziemia pod nim zaczęła się trząść i słyszał, jak kruszą się ściany domu, w którym spali jego bliscy.
„To było jak wybuch bomby” – powiedział.
Przez 15 przerażających minut trzęsienie ziemi i wstrząsy wtórne wstrząsały wioską wokół niej. Kiedy ziemia w końcu się zatrzymała, on i jego brat pospieszyli do tego, co zostało z ich wspólnego domu. W kurzu dostrzegł martwe twarze kuzyna i szwagierki, które zginęły.
Powiedział też, że widział kończyny wystające z gruzów i słyszał głosy bliskich wołających o pomoc. Wśród nich był wysoki krzyk jego 12-letniej siostrzenicy.
„Nie spodziewaliśmy się, że przeżyją”, powiedział, ale on i jego brat zaczęli kopać – przez ponad osiem godzin. W końcu uratowali co najmniej tuzin innych żyjących członków rodziny, w tym jego siostrzenicę.
W centrum wsi organizacje pomocowe i pracownicy talibskiego Ministerstwa Odnowy i Rozwoju Wsi utworzyli prowizoryczny punkt dystrybucji pomocy. Gdy zapadła noc, tłumy mężczyzn pomagały rozładowywać worki z mąką, ryżem i kocami z zakurzonych ciężarówek do jasnoniebieskich namiotów, przygotowując przedmioty do dystrybucji.
Wiele ciężarówek jechało ponad 24 godziny z Kabulu, stolicy Afganistanu, chwiejąc się powoli po niepewnych drogach w odległej dzielnicy. Miejsce to otaczały tłumy uzbrojonych talibskich sił bezpieczeństwa.
Ali Mohammad, lat 40, przyjechał na miejsce na motocyklu, mając nadzieję, że zarejestruje swoje nazwisko w grupach pomocy i uzyska pomoc w odbudowie swojego domu, który został zniszczony.
Powiedział, że trzech jego kuzynów zostało zabitych, gdy dom się zawalił. 16 ocalałych członków jego rodziny mieszkało teraz w prowizorycznym namiocie.
“Jestem zbyt smutny dla nas wszystkich. Albo będziemy musieli czekać na pomoc w odbudowie naszego domu, albo zostaniemy przesiedleni i będziemy musieli zostawić wszystko zniszczone tutaj” – powiedział.
„Myślę, że zamierzamy wyjechać, aby kontynuować nasze życie” – dodał, patrząc na plandeki i worki z mąką załadowane na miejscu dystrybucji. „Ale wtedy musimy zacząć od zera”.